Polacy szturmują zakłady bukmacherskie i obstawiają naszych na Euro 2016

Czy Jarosław Kaczyński będzie prezesem PiS w 2020 roku? Kto będzie prezydentem w USA? A przede wszystkim, jak pójdzie naszym na Euro? Bukmacherzy przeżywają dziś prawdziwe oblężenie.

A założymy się? – któż z nas nie słyszał tego zawołania, albo i kto nie uległ zakładowi, stawiając na to, do czego jest przekonanym? Zakładanie się między ludźmi to historia stara jak świat i obecna jest w historii ludzkości od zarania dziejów. Chęć ryzyka i związany z tym dreszczyk emocji, być może mamy zapisany w genach. I nawet jeśli zmieniały się obyczaje, a przede wszystkim narzędzia, jakie na przykład dziś daje technologiczny postęp, to chęć rywalizacji, sprawdzenia się, wciąż pozostaje niezmienna.

Piotr Majewski, przedstawiciel firmy bukmacherskiej Unibet na Polskę przypomina, że już starożytni Grecy, pomysłodawcy kultywowanej do dziś idei igrzysk olimpijskich oddawali się zakładom z taką samą przyjemnością, jak i dziś my współcześni. Rzymianie lubowali się w obstawianiu graczy w kości, wyścigach rydwanów czy, jak pamiętamy z licznych filmów i lektur – w walkach gladiatorów. A Średniowiecze – proszę bardzo – turnieje rycerskie, występy łuczników – na swoich faworytów stawiali wszyscy – i królowie, i szlachta, mieszczanie i chłopstwo. Chęć zaryzykowania bowiem wspólna jest nam wszystkim, niezależnie od wieku, wykształcenia, czy też płci.

Jednak prawdziwą, masową popularność, jeśli chodzi o podejmowanie ryzyka i zakładanie się dało powstanie futbolu i pierwszej piłkarskiej ligi w Anglii. Był XIX wiek. I tak oto w Wielkiej Brytanii rodzą się zakłady wzajemne, stąd też i dziś uważa się ten kraj za kolebkę bukmacherów. A zaczęło się, ma się rozumieć, od zakładów dżentelmeńskich.

– Początkowo miało to oczywiście formę bezpośredniego umawiania się pomiędzy zainteresowanymi. W XX wieku powstała natomiast pierwsza firma oferująca zakłady bukmacherskie. Za prekursora uważany jest naturalnie Anglik – John Moores, który w 1922 roku otworzył pierwszy punkt tego typu. W tym okresie powstało również słowo „bookmaker”, które było zlepkiem słów z angielskiego: „book” – zakład i „maker” – robić. Z czasem oferta zaczęła rozszerzać się także na inne sporty – mówi Piotr Majewski. Nic więc dziwnego, że dziś największy rynek bukmacherski znajduje się w Wielkiej Brytanii, tam też jest najlepiej zorganizowana kultura grania.

Kolejny krok milowy w bukmacherce to oczywiście internet – jego powstanie zrodziło rzesze milionów graczy, którzy bez wychodzenia z domu, w każdej chwili mogą skorzystać z oferty, jakie oferują niewyobrażalne wręcz rzesze firm bukmacherskich czy kasyna on – line.

W Polsce, o czym świadczą badania TNS OBOP, 13 proc. dorosłych Polaków, (a to prawie 5 mln ludzi) przynajmniej raz w życiu obstawiło zakład sportowy. Najczęściej starają się przewidzieć wyniki meczów piłki nożnej, wyścigów konnych, ale nie tylko.

Dziś, firmy bukmacherskie, które istnieją w Polsce od lat 90., bywa, że działają lepiej niż firmy sondażowe i ośrodki badania opinii publicznej. To bukmacherzy pierwsi wiedzą, jaki jest trend, w jakim kierunku się zmieni, kto zostanie czarnym koniem – obojętnie, wyborów, wyścigów czy rozgrywek piłkarskich. Ludzie stawiając swoje pieniądze, robią to ostrożnie, ale też często kierują się tym, kto jest faworytem.

Jeśli pyta pani o to, jak obstawiają Polacy, to odpowiem, że przede wszystkim stawiają na „naszych”. Jeśli oglądają mecz, to wierzą, że „nasi” wygrają, nawet jeśli analitycy nie wróżą im zwycięstwa. Polacy nie lubią też obstawiać z wyprzedzeniem, najczęściej robią to w dniu meczu – mówi Paweł Rabantek z firmy STS Zakłady Wzajemne. I zwykle wygląda to tak – Polak wchodzi do punktu przyjmowania zakładów, gra za małą kwotę, obstawia wiele wydarzeń, a chce wygrać szybko i dużo. Najlepiej, żeby za zakład, za który zapłacił 5 zł, wygrać 1000 zł. Per saldo traci więcej, niż gracze z zachodu, którzy zwykle grają za więcej, obstawiają mniej wydarzeń. Pod warunkiem, że trafiają.

Oczywiście i wie o tym każdy gracz, że im mniejsze jest prawdopodobieństwo wygrania, tym wygrana jest większa, no i przeciwnie – im bardziej pewny faworyt, im bardziej prawdopodobny zwycięzca zakładów, tym, przy tej samej stawce, jaką postawimy, wygramy mniej.

Bukmacherzy wciąż rozszerzają swoją ofertę, widząc, że kiedy wprowadzają wydarzenia nie związane ze sportem, wtedy obstawiają ludzie, którzy na co dzień tym sportem się nie interesują. I tak było, jak wspomina Paweł Rabantek, przy okazji ostatnich wyborów prezydenckich w Polsce.

I wtedy rzeczywiście to bukmacherzy często o wiele szybciej niż firmy sondażowe wiedzieli, co w trawie, a może raczej, w polityce piszczy – wspomina Paweł Rabantek. Najpierw jako faworyt w wyścigu do fotela prezydenckiego długo utrzymywał się piastujący ten urząd Bronisław Komorowski, po czym gracze i to na dużą skalę zaczęli obstawiać, że wygra Andrzej Duda. No i się nie pomylili.

W jaki sposób bukmacherzy ustalają kursy, dlaczego takie, a nie inne wydarzenia wprowadzają do gry? Czym się kierują? Okazuje się, że każda firma bukmacherska ma własnych wewnętrznych specjalistów. Nie korzystają z ekspertów zewnętrznych, jak np. dziennikarze sportowi, choć chętnie i pilnie śledzą wszystkie publikacje. – Ale mają też własną wiedzę, no i korzystają ze statystyk. Bo cała zabawa bukmachera polega na zarządzaniu ryzykiem – aby tak ustawić kurs, aby dać klientowi możliwość fajnych wygranych, ale też tak, aby firma bukmacherska nie zbankrutowała. Może się zdarzyć i w przeszłości tak się zdarzało, że bukmacher nie przyjmie zakładu i wydarzenie wycofa z oferty, węsząc podstęp, bo np. ktoś zna wynik. Ale dziś to się już praktycznie nie zdarza.

W STS bukmacherzy przygotowujący kursy, a potem je kontrolujący, to też głównie młodzi ludzie. Wykształcenie nie ma znaczenia, trzeba mieć smykałkę, znać się na sporcie i matematyce. Potrafią ocenić prawdopodobieństwo. Dzisiejsze firmy bukmacherskie są zaawansowane, nie mogą sobie pozwolić na pomyłkę. Ale, jednak, one bywają. Kiedy następuje ciąg wydarzeń, w których wygrywają faworyci, to ludzie też wygrywają. I czasem bukmacherzy tracą na tym, że dali zbyt wysoki kurs.

(…)

Warto tu jeszcze dopowiedzieć, że choć w Polsce mamy gdzie grać – jest tu pięć legalnych firm bukmacherskich, to mają one jedynie 10 procent udziałów w rynku. Reszta bowiem, olbrzymia reszta – to firmy nielegalne.

Różnica między grą w legalnej firmie, a nielegalnej polega na tym, że w nielegalnej gra się za pełną stawkę. Czyli jeśli zagramy za 100 zł, to nie płacimy z tego 12 procent podatku. Tyle że na zakładach nielegalnych budżet Polski traci rocznie 6 mld złotych.

Polskie urzędy udają, że nie mają narzędzi do kontrolowania tych firm, bo one swoje serwery mają za granicą. W internecie 90 procent zakładów przyjmowanych jest nielegalnie. Platforma Obywatelska bała się tego dotykać, teraz rząd ogłosił nowy projekt ustawy, która miałaby regulować te sprawy. No i ta ustawa zlikwidowałaby czarny rynek – uważa Paweł Rabantek.

No tak, ale co z uzależnieniem od grania? Paweł Rabantek uśmiecha się.

Uzależnić się można od wszystkiego. A zakłady bukmacherskie to nie hazard. To jest gra wiedzy. Dlatego bukmacherka jest zabawą dla wszystkich.

Czytaj więcej na www.gazetalubuska.pl

About Author

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *