Nielegalni bukmacherzy wracają do Polski

bukmacher

Radość z przepisów, które wyrzuciły z naszego kraju część firm oferujących przez internet zakłady bez licencji trwała krótko. – Szara strefa znów rośnie – alarmują legalni bukmacherzy.

„W przyszłym tygodniu rozpocznie się największe na świecie wydarzenie sportowe. Piłkarskie święto potrwa cztery tygodnie, a my dajemy Ci szansę na jeszcze większe emocje, nagradzając darmowymi zakładami za każdym razem, gdy Twój faworyt wygra mecz. Wystarczy, że się zapiszesz i postawisz 55 zł na drużynę, która Twoim zdaniem zdobędzie puchar w przyszłym miesiącu. Jak myślisz, która drużyna jest skazana na zwycięstwo?” – takiego e-maila z propozycją uczestnictwa w zakładach bukmacherskich dostał tuż przed mundialem w Rosji jeden z czytelników „Rzeczpospolitej”. I nie byłoby w tym nic szczególnie zdrożnego, gdyby nie fakt, że autorem e-maila była firma bukmacherska Unibet, która nie posiada licencji na oferowanie zakładów w Polsce.

Miłe złego początki

– Tego się nie spodziewaliśmy. To bardzo duże zaskoczenie. Totalny pozytyw – mówił przed rokiem Robert Grzeszczyk, prezes firmy bukmacherskiej ForBET, gdy 1 kwietnia weszła w życie nowelizacja ustawy hazardowej.

Branża bukmacherska przyjęła ją z nadzieją. Przed wejściem w życie nowych przepisów rynek bukmacherski był niemal całkowicie zdominowany przez firmy działające bez wymaganych licencji. Dość powiedzieć, że szara strefa sięgała 90 proc. Przy rynku, którego wartość szacowana była na 7–8 mld zł rocznie, jedynie 0,5 mld zł pochodziło z działalności zgodnej z polskim prawem. Resztę zgarniali nielegalni bukmacherzy, którzy oferowali swoje usługi z zagranicy, nie płacili w Polsce podatku i nie podlegali naszemu prawu. Dwóch największych operatorów zakładów bukmacherskich w Polsce, Bet365 i Bet-at-home, miało ponad 50 proc. rynku. Obie firmy to światowi giganci bez licencji na działalność w naszym kraju.

Po nowelizacji ustawy hazardowej Ministerstwo Finansów ogłosiło rejestr zakazanych stron internetowych. Nie koniec jednak na tym. Od 1 lipca zeszłego roku operatorzy internetowi mają obowiązek blokowania dostępu do stron nielegalnych bukmacherów. Co więcej, banki muszą blokować płatności od zakazanych u nas bukmacherów na rachunki graczy. Za sam udział w zakładach u nielegalnego bukmachera grozi nawet 3,2 mln zł grzywny. Gracz traci też postawione pieniądze i wygraną.

Całość czytaj na: rp.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.