Bukmacherzy wspomogą polski sport? MF pracuje nad ustawą hazardową

Nowe przepisy zapowiada minister finansów Paweł Szałamacha. Dlaczego nowa ustawa jest niezbędna?

„W Sejmie znalazły się rozwiązania prawne, które spowodują odbudowę dochodów podatkowych państwa (…) pojawi się nowa ustawa dotycząca gier hazardowych, opodatkowania hazardu. Spodziewamy się, że ten dokument będzie skierowany do prac jeszcze w kwietniu”zapowiedział minister finansów Paweł Szałamacha, który w wywiadzie z „Dziennikiem Gazetą Prawną” mówił o źródłach finansowania programu 500+.

Wygląda na to, że plotki o nowelizacji ustawy w końcu staną się ciałem. Kontrowersyjny akt prawny uchwalono w 2009 roku po wybuchu afery hazardowej – „Rzeczpospolita” opublikowała stenogramy nagrań podejrzanych rozmów szefa klubu parlamentarnego Platformy Obywatelskiej Zbigniewa Chlebowskiego z lobbystami z branży hazardowej. Uczestniczyć w nich miał też minister sportu i turystyki Mirosław Drzewiecki. Napisany i przegłosowany w pośpiechu projekt ustawy od początku był krytykowany przez najbardziej zainteresowanych – graczy, środowiska bukmacherskie i pokerowe, a nawet ekspertów od prawa unijnego (ustawy nie notyfikowała Komisja Europejska). Rząd PO do końca nie chciał jednak słyszeć o zmianie prawnego bubla.

Dziwne posunięcie, biorąc pod uwagę potencjalne wpływy do budżetu, które zapewnia liberalizacja przepisów. – Przez obecne zapisy polski budżet traci wpływy z tytułu podatków od działalności operatorów online. Z naszych danych wynika, że w 2013 r. wyniosły one 21,2 mln złotych. Dla porównania, w 2015 r. budżet sześciokrotnie mniejszej Danii zasiliło z tego tytułu 389 mln zł. Pokazuje to potencjał wpływów, jakie można osiągnąć w ten sposób. W zależności od skali zmian, szacujemy że Polska może w okresie czterech lat po ich wprowadzeniu liczyć na wpływy w wysokości od 800 mln do 4 mld zł – podkreśla Joanna Dzios, przedstawicielka Europejskiego Stowarzyszenia Gier i Zakładów (EGBA).


Mowa tylko o podatkach od działalności online bukmacherów, a rozsądnie napisaną ustawa załatwi też kwestię ich punktów stacjonarnych, kasyn (naziemnych i online) czy pokera, również w internecie i „na żywo”. Ten ostatni został przez obecną ustawę hazardową zepchnięty do szarej strefy. Uznawanego powszechnie za grę umiejętności pokera wrzucono do jednego worka z ruletką i blackjackiem, zakazano gry przez internet (choć nie jest to w żaden sposób egzekwowane, a przy wirtualnych stołach można spotkać mnóstwo zawodników z Polski), w końcu ograniczono możliwość gry „w realu” do kasyn, gdzie każda wygrana jest obłożona 25-procentowym podatkiem.

Sytuacja polskiego pokera wcale nie jest słaba. Mamy coraz więcej nowych graczy, osiągają sukcesy na dużych turniejach, reprezentują nasz kraj na świecie. Ale prawda jest taka, że w kwestii pokera prawo jest, jakie jest. Gra w Polsce się nie opłaca. Ustawa uniemożliwia organizowanie dużych turniejów, które przynosiłyby wpływy do budżetów państwa i miejscowości, w których by je przeprowadzano. Promocja wśród zagranicznych graczy, nowe miejsca pracy, zyski branży hotelarskiej czy gastronomicznej… To wielkie możliwości, trzeba je tylko wykorzystać. Dziś poker turniejowy istnieje u nas praktycznie tylko w Warszawie, a i tak nie jest popularny przez zbyt wysokie opodatkowanie czy brak gier cashowych. Nie czarujmy się, ludzie i tak grają, ale budżet nic z tego nie ma. Szkoda marnować taką szansę i blokować rozwój tej dyscypliny w Polsce. Tym bardziej, że jesteśmy atrakcyjnym krajem dla imprez pokerowych – podkreśla Artur Górczyński, poseł na Sejm VII kadencji, gdzie był m.in. przewodniczącym Parlamentarnego Zespołu ds. efektywnej regulacji gry w pokera.

Abstrakcyjne opodatkowanie jest też problemem branży bukmacherskiej. Licencjonowani operatorzy muszą płacić 12-procentowy podatek obrotowy, który przerzucają na graczy. W praktyce, wpłacając 100 zł, możemy postawić na dane wydarzenie tylko 88. A jeśli wygramy, trzeba jeszcze odprowadzić kolejny podatek, tym razem 10 proc. Efekt? Według różnych szacunków, od 80 do 90 proc. polskiego rynku to szara strefa, czyli operatorzy z siedzibami np. na Malcie czy Gibraltarze, płacący podatki właśnie tam. Otwieranie przedstawicielstw w Polsce zwyczajnie im się nie opłaca.

EGBA sugeruje wprowadzenie u nas modelu duńskiego, gdzie podatki płaci operator (20 procent od Gross Gambling Revenue, czyli sumy wpłaconych przez uczestników gier środków pomniejszonej o wypłaty wygranych). Tą drogą poszła też Wielka Brytania, gdzie od 2014 r. bukmacherzy płacą 15 proc. od GGR. W Danii rok po wprowadzeniu liberalnych przepisów szara strefa zmniejszyła się o 60 proc. i dziś wynosi 5-10 proc. Licencję uzyskało tam 41 firm, w Polsce… pięć.

Pełny artykuł Tomasza Dębka na www.polskatimes.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.